„Moje wyspy”
Życie w obecnych czasach wymusza na nas pośpiech, dążenie do najpełniejszego wykorzystania danego nam czasu, skupienie na końcowym efekcie. Współczesność to również rozwój technologii zapisu i przetwarzania obrazu. Katarzyna Jachimowicz pokazuje nam jak tworzyć abstrakcyjne obrazy nie zagłębiając się w zawiłości technik malarskich, używając jedynie prostego aparatu cyfrowego.
Artystka w żaden sposób nie ingeruje w fotografowany motyw, nie kadruje zdjęć, nie koryguje barw w programach graficznych. Powiększenia, które widzimy na ścianach galerii są więc możliwie wiernym zapisem konkretnej chwili – momentu wyzwolenia migawki, gdy oglądany przez nas obraz ukazał się na monitorze aparatu. To abstrakcyjne obrazy namalowane w 1/60 sekundy.
Druga część ekspozycji to fotogramy powstałe z zestawienia lustrzanych odbić pojedynczego zdjęcia. Niektórym obrazy te kojarzą się z testem psychologicznym i pewnie nie jest to dalekie od prawdy. Widz otrzymuje do dyspozycji materiał, który ma uruchomić jego wyobraźnię. Mózg szuka symetrii , skojarzeń, ukrytych znaczeń, z obrazów przyglądają się nam dziwne twarze.
Autorka zatytułowała cykl Moje Wyspy. Nasze pierwsze skojarzenia… wyspy bezludne, wyspy szczęśliwe? Może chodzi o przyjazne miejsce gdzie można się schronić?
Zapraszam Państwa do zapoznania się z pracami Katarzyny Jachimowicz. Pracami łączącymi realizm fotografowanego obiektu i abstrakcję uzyskanej formy. Nie próbujmy jednak ich klasyfikować. To niepotrzebne. Ważne, by opuszczając gościnną „Galerię z m@łpą” mieć świadomość, że zobaczyliśmy fragmenty otaczającego nas świata, widoki dostępne dla każdego, bo tylko od naszego skupienia, wrażliwości i gotowości na przyjęcie tego co otoczenie nam oferuje, zależy czy dostrzeżemy piękno w sytuacjach z pozoru pospolitych i banalnych.
Maciej Kałwiński
„Moja droga do…”
Kto pamięta zabawy z dzieciństwa? Obserwowanie chmur na niebie by nazwać dostrzeżone znajome formy. Patrzenie na zaskakujące, czasem, kształty cieni rzucanych przez dobrze znane przedmioty. Przyglądanie się z bliska powierzchniom kamieni przypominającym modele planet czy asteroid.
Czas płynął wtedy wolniej, a świat miał w sobie magię i tajemnicę. Teraz wiemy już, że za siódmą górą jest tylko góra ósma i dziewiąta. Chmury to skroplona para, cienie są wypadkową kształtu i kierunku światła, a formy kamieni to tylko efekt procesów geologicznych i erozji.
Katarzyna Jachimowicz proponuje nam powrót do odkrywania tajemnic w otaczającym świecie. Z zestawienia czterech lustrzanych odbić jednej fotografii tworzy abstrakcyjne obrazy. Ich symetria ma taką siłę, że fotografie z których powstały, pozostają w ukryciu mimo, że mamy je przed oczami. Bardzo trudno, patrząc na cały obraz, wydzielić w myślach ćwiartkę z której powstał. Proste zestawienie przynosi bogactwo form. Widzimy wyłaniające się twarze, maski, smocze lub owadzie głowy. Nie musimy nic wiedzieć o historii sztuki, o prawidłowościach kompozycji czy związkach z pracami innych twórców. Wystarcza tylko intuicja i otwartość na grę skojarzeń. Możemy potraktować przedstawiane obrazy jako analogię do jeszcze jednej zabawy z dzieciństwa – kalejdoskopu, w którym garstka mało efektownych szkiełek zamienia się w fascynujący kolorowy wzór.
Po chwili jednak odnajdziemy coś więcej. Zachętę do poszukiwania wzajemnych związków między elementami rzeczywistości, do zwrócenia uwagi na to co inni mogą uważać za zwykłe i pospolite. Pomyślałem sobie, że to właśnie ten stan umysłu, w który wprowadza nas podróż, gdy patrzymy z większym skupieniem, poszukując podobieństw i różnic ze światem, który znamy. Może więc nie jest to przypadek, że ogromną większość materiału do swoich prac autorka znajduje właśnie podczas swoich podróży.
Maciej Kałwiński
„Ślady pamięci”
Nadarza się kolejna okazja by obejrzeć prace Katarzyny Jachimowicz. Autorka przyzwyczaiła nas już do swych specyficznych „podwójnie symetrycznych” form. Tym razem jednak w miejscu feerii kalejdoskopowych barw mamy delikatną fakturę, światłocień, relief i (prawie) monochromatyczność.
To ograniczenie środków ekspresji współgra z przedstawieniami równocześnie pozostawiając więcej miejsca na grę wyobraźni. Widz może być zaskoczony obserwując formy napięte, rytmiczne, uciekające w sztucznie wykreowaną przestrzeń, a jednocześnie emanujące trudnym do wytłumaczenia spokojem. Czy ów spokój, stabilność, poczucie bezpieczeństwa to tylko wpływ symetrii i stonowanych barw? Bardzo silne wydaje się skojarzenie obrazów z buddyjską mandalą – symbolem cyklicznej przemiany, ale też jedną z form medytacji.
Piasek to to również symbol upływającego czasu mierzonego klepsydrą lub czasu traconego jak piasek przesypujący się między palcami.
Autorka zwraca uwagę na przemiany następujące ciągle, bez przerwy i w każdej sekundzie. Lecz z drugiej strony… Może nic się nie zmienia – tak jak nie zmieniają się ziarenka piasku. Wieczne, te same i takie same.
Mikroskopijne kamienie.
Maciej Kałwiński